O letnich spacerach
Pogoda nie rozpieszcza. Nigdy. Jest to coś czego się z oporami nauczyłam podróżując. Deszcze tajfunowe w Kioto, spalające pustynne gorąco w Jerozolimie, jesień w środku wiosny w Nowej Zelandii. No i oczywiście lipcowe deszcze nad Bałtykiem. Ale wiecie co? Naprawdę nauczyło mnie to wszystko ubierania się do pogody, z czym walczyłam prawie całe moje życie. Miałam jakieś dziwne, nastoletnie przekonanie, że jak chcę założyć letnią sukienkę i sandałki, chociaż jest poniżej piętnastu stopni i wieje tak, że łeb urywa, to świat powinien się do mnie dostosować. Jakoś do dzisiaj tego nie robi. Za to ja się nauczyłam, że w japońskich konbini, obok corndogów i herbaty mlecznej w puszce, są poncza przeciwdeszczowe, tak dobrej jakości, że do dziś mi służą. Nauczyłam się nosić lekkie, zakrywające ciało warstwy i chronić głowę w upały. I, że jak się jedzie do kraju po drugiej stronie globu, to warto pamiętać o ciepłym obuwiu, jeśli tam właśnie zaczyna się przeciwstawna pora roku.
Co to ma wszystko do spacerów? Bardzo dużo. Bo często zasłaniamy się właśnie pogodą, żeby nie wychodzić z domu, chociaż dobrze by nam to zrobiło. Wiem coś o tym, bo depresja przez wiele lat trzymała mnie zamkniętą w czterech ścianach. Może dlatego mam teraz taki pociąg do wolności.
Lato daje nam wiele okazji do spędzania czasu na świeżym powietrzu. Zaczęliśmy ostatnio rodzinnie wychodzić na długie popołudniowe spacery. Na plac zabawa, w pola i na plażę. Mamy ogromne szczęście bo mieszkamy teraz tuż nad morzem, w pięknej okolicy i miejsc na spacery jest bezlik. Dzięki temu mam poczucie, że lato mi tak nie ucieka. Nie są potrzebne wielkie podróże zagraniczne, żeby się nim cieszyć. Możecie mi wierzyć, że zimny wiatr i orzeźwiający deszcz, mogą być prawdziwym błogosławieństwem.
Oczywiście jak się ma w rodzinie psa, to okazji do spacerów jest więcej. Większość psiaków wychodzić musi i lubią się powłóczyć, powąchać i oznaczyć stare, i nowe terytoria. To dla nich bardzo zdrowe, bo ich noski, nóżki i mózgi bardzo potrzebują takiej stymulacji. Nasze zresztą też. Na pewno dobrze znacie to uczucie odprężenia, które przychodzi, kiedy jest się w wśród natury. Wiadomo, że kiedy się mieszka w zanieczyszczonym mieście (a prawie każde takie jest), nie jest już tak łatwo i przyjemnie. Warto jednak posiedzieć trochę nad mapą naszych okolic i przemyśleć sobie fajne miejsca i trasy spacerowe. Zaplanować odzież odpowiednią do pogody, włożyć wygodne buty (to jest temat na osobny wpis!) i przełamać wewnętrzny opór.
Spacery nie leczą wszystkiego, ale w prawie wszystkim pomagają.
PS: Napisałam ten post z perspektywy osoby bez niepełnosprawności. Zdaję sobie sprawę, że nie dotyczy to każdego, a osoby z niepełnosprawnościami napotykają wiele przeszkód w swobodnym poruszaniu się, zarówno w mieście, jak i w naturze. Ponieważ jednak nie są to moje doświadczenia, nie czuję się kompetentna, żeby o nich mówić.